6.30 na dworcu i dylemay-czy czasami nie wracać pierwszym pociągiem do domu. niebo zasnute chmurami i leje rzęsiście. w końcu podjeżdża bus do kużnic i jedziemy w trzy osoby każdy z nadzieją na słońce. w kużnicach się rozchodzimy. idę jaworzynką-deszcz sie nasila, na szlaku żywej duszy nie uświadczysz i tak aż do murowańca. w schronisku kawa i chyba jednak wracam tylkotym razem przez psią trawkę.ale co to? nagle słońce się przebija przez chmury więc jazda do czarnego stawu.tutaj też nikogo. podobnie na wyjątkowo śliskim szlaku na zawrat[ uwaga! tuż pred pierwszymi klamrami jest wyjątkowo śliski jęzor śnieżny]. na samym zawracie całkowicie zasnutym chmurami jestem oczywiście sam. parę osób podchodzi z "piątki' ale są dopiero na samym dole. w planie miałem iść orlą do koziego ale ponieważ nie widać nic na metr więc schodzę w dół do "piatek" które pomału zaczynają być oświetlane promieniami słonecznymi.na dole przy stawach tylko parę osób, spokój i cisza. na drodze z morskiego oka podonie. jakiś wyjątkowo przymęczony wracam popołudniowym pociągiem. jakieś ciężkie powietrze dziś było. albo żona ma rację ze niamam dwadzieścia parę lat tylko za rok czterdziści.
nie wiem jak się zapytać..
może wprost to najlepszy sposób
Czy Ty przypadkiem, drogi Arturze nie jesteś z Poznania?
Jeśli nie, to sorry wielkie, pomyliłam się....
Pozdrawiam