Już 10 rok jest w europejskiej i światowej czołówce. Imponuje równą formą i wielkimi sukcesami.
Ewa Pawlikowska (YMCA Kraków) to 3-krotna mistrzyni świata (1997, 1998, 2003), 2-krotna wicemistrzyni świata (2001, 2005) i 5-krotna mistrzyni Europy (1996, 2000, 2001, 2002, 2005) w karate kyokushin (wszystko w kategorii lekkiej, do 55 kg). W tym roku nowotarżanka po raz kolejny potwierdziła swą klasę. Najpierw została wicemistrzynią świata w Tokio, potem mistrzynią Polski we Wrocławiu, a następnie mistrzynią Europy w Warnie.
W Tokio spotkał ją nie lada zaszczyt, gdyż została wybrana do złożenia przysięgi - po japońsku! - w imieniu wszystkich uczestników. - Tekstu kilkuzdaniowej przysięgi uczyłam się niezbyt długo. Najpierw uczyłam się pojedynczych słów, potem całych zdań. Tremę miałam, ale jakoś mi poszło. Nie musiałam sobie robić żadnej ściągi - żartuje Pawlikowska.
W finale przegrała z Rosjanką Jeleną Worobjową. - Była lepsza. Wygrała bez dogrywki. Ja miałam trudniejszą drogę do finału, byłam porozbijana, bolały mnie ręce i golenie, ona była mniej zmęczona. W półfinale wygrała z Hiszpanką Zurine Eciolazą już po pół minucie. Trenowała przez trzy miesiące w Japonii. Mnie na to nie było stać - zaznacza Pawlikowska.
Na ME wyjechała do Warny z nadziejami na piąty triumf w tych zawodach. I osiągnęła go, w dodatku we wspaniałym stylu. W finale pokonała katowiczankę Paulinę Pawlusek (z którą wygrała też w finale MP) przez przewagę techniczną i została uznana za najlepszą zawodniczkę ME!
Na zakończenie sezonu ponownie poleciała do Tokio, tym razem, by stoczyć pokazową walkę w ringu z aktualną mistrzynią Japonii Miyoko Kimurą. Zakończyła się ona remisem.
Czym jest dla niej karate? - Warto je uprawiać. Daje ono sens życia, poczucie bezpieczeństwa, wyrabia samodyscyplinę, kształtuje charakter. Podczas treningu mogę się wyżyć - podkreśla. Nie potrafi wytłumaczyć, na czym polega fenomen jej sportowej długowieczności. - Sama nie wiem, jak to robię, że tyle już lat odnoszę sukcesy. Może to kwestia góralskiego charakteru, uporu...
Od września szkoli się w Wyższej Szkole Policji w Szczytnie. - Mam osiem godzin zajęć dziennie. Uczę się wszystkiego, co musi wiedzieć policjantka, zachowania w różnych sytuacjach. Kurs podstawowy trwa 47 tygodni - mówi. Swą zawodową przyszłość chce związać właśnie z pracą w policji. W Szczytnie nadal trenuje karate. Na sportową emeryturę jeszcze ma czas. (FIL)