27-letni Łukasz Jarosz to jeden z najlepszych specjalistów wschodnich sztuk walki nie tylko w Polsce, ale i w świecie. Do wywalczonego w 2004 r. tytułu mistrza Europy w formule low kick, we wrześniu tego roku Jarosz dołożył, zdobyty w marokańskim mieście Agadir, tytuł mistrza świata w wadze powyżej 91 kg.
Niewiele brakło, a reprezentanta rabczańskiego Giewontu zabrakłoby na tych mistrzostwach. - Tydzień przed odlotem nabawiłem się kontuzji nogi - mówi zawodnik. - Zamiast jechać na ostatnie zgrupowanie, czas spędziłem na rehabilitacji.
Ostatecznie Łukasz zdołał się jednak pozbierać i poleciał do Afryki. W drodze to mistrzowskiego tytułu stoczył on cztery ciężkie, ale zwycięskie walki. Po zdobyciu mistrzostwa do polskiego zawodnika napłynęły oferty walk z całego świata.
- Najtrudniejszy pojedynek miałem w półfinale z zawodnikiem z Iraku - opowiadał tuż po przylocie. - Mój rywal imponował warunkami fizycznymi. Pierwsza rudna była remisowa, drugą zdecydowanie przegrałem. Trzecia runda również toczyła się nie po mojej myśli. Decydującą akcję przeprowadziłem na 5 sekund przed końcem! Po moim "firmowym" sierpowym rywal padł na deski. Od nokautu uratował go gong, który oznaczał koniec pojedynku. Ta akcja jednak zadecydowała o moim zwycięstwie na punkty!
Jarosz specjalizuje się nie tylko w formule low kick. Jest również trzykrotnym mistrzem Polski oraz zdobywcą Pucharu Polski w oyama karate. Na swoim koncie zapisał również tytuł mistrza i wicemistrza kraju w kick boxingu w kategorii full-contact. W 2004 roku został zwycięzcą organizowanego we Wrocławiu pierwszego międzynarodowego turnieju rozgrywanego za zasadach K-1. (MZ)