To był dobry sezon w wykonaniu Mirosława Bieniasza. Kolarz Kelly's Team Wierchy Rabka zdominował w tym sezonie krajową rywalizację w maratonie MTB.
Bieniasz znakomicie spisywał się w prestiżowej Lidze Bike Maraton (niejako kontynuacja Pucharu Polski, które to trofeum zdobywał w poprzednich dwóch latach), wygrywając w głównej klasyfikacji generalnej (punktowane 7 z 13 wyścigów), jak i w Top Ten (10 z 13). Klika tygodni po zakończeniu organizatorzy jednak z niejasnych do końca powodów zweryfikowali wyniki jednej z edycji i tym samym Bieniasz w tej pierwszej klasyfikacji spadł na 2. miejsce. Drużynowo w Lidze zwyciężył rabczański team.
- Plan został zrealizowany w stu procentach - mówi zawodnik. - Mimo że odebrano mi ten jeden triumf, to czuje się zwycięzcą i wielu innych zawodników, też tak uważa. Tę sprawę będę jeszcze wyjaśniać.
Wątpliwości nie było natomiast w wyścigu TransCarpatia. Siedmiodniowy maraton kolarski po górach po raz kolejny zakończył się triumfem Bieniasza (w tym roku jechał w parze z kolegą z teamu Jarosławem Miodońskim). - To zwycięstwo też sprawiło mi dużo satysfakcji. Co roku jest trudniej wygrać w TransCarpatii i w Lidze, bo bardzo szybko wyrównuje się poziom. Nie można sobie pozwolić nawet na jeden słabszy start. Do pełni szczęścia zabrakło mi jedynie udziału w międzynarodowej imprezie. To dlatego, że kalendarz start w kraju był bardzo napięty. Zawody praktycznie były co dwa tygodnie. Spróbuję pościgać się zagranicą w przyszłym sezonie - dodaje Bieniasz.
Dobra postawa i sukcesy w najważniejszych w Polsce imprezach w roku 2005 sprawiły, że Bieniasz zasłużył na miano króla maratonu MTB zeszłego sezonu. - Łącznie przejechałem na rowerze około 24 tysięcy kilometrów. Bardzo odpowiadają mi długie wyścigi i gdyby nie było maratonów górskich, to pewnie ścigałbym się na szosie. A wybrałem MTB, bo po prostu lubię ekstremalną jazdę. Tekst i fot. (ART)