Dzisiaj (18 czerwca)obchodzimy 95 rocznicę urodzin zakopiańskiego " króla nart" Stanisława Marusarza. poniżej przedstawiamy sylwetkę znakomitego skoczka, którą opracował Wojciech Szatkowski. Fot ze zbiorów rodziny Marusarzów, , Dr Tuszyńskiego, Muzeum Tatrzańskiego oraz J. A. Franaszek
Kolejnym miejscem, które odwiedzamy na drodze naszej wędrówki po historii polskich skoków jest Zakopane,a właściwie Małe Żywczańskie. To tu urodził się Stanisław Marusarz. Był synem Heleny i Jana Marusarzów. Ojciec był gajowym, a matka zajmowała się niewielkim gospodarstwem. Mógł więc tylko pomarzyć o nartach... Ale marzenia mają do siebie to, że często się spełniają i ten młody góralski chłopak został narciarzem. Zaczął uprawianie narciarstwa w wieku 10 lat. Pierwsze narty wykonał z pomocą starszego brata Jana z jesionowego drzewa i drutami przymocował je do butów. Po latach wielu zadawało sobie pytanie: - Na czym polega fenomen Stanisława Marusarza? Niektórzy odpowiadali, że na 30 latach startów i udziale aż w pięciu olimpiadach zimowych. Także na tym, że gdy stawał do kolejnego skoku publiczność na stadionach w ciszy oczekiwała na skok „Dziadka” i wiadomo było, że skoczy daleko i będzie w czołówce. Mawiał, że w powietrzu skoczek narciarski leci z dużą szybkością, a przy tym musi wykazać się elegancją lotu i opanowaniem w prowadzeniu nart. Zdaniem Marusarza skoczek musi być przede wszystkim odważny, potem silny, dalej spokojny i obdarzony błyskawicznym refleksem. Inaczej mówiąc musi być prawdziwym chłopem”. A talent i stalowe nogi też się przydadzą. Dzięki nim przeskakał całe swoje życie i po królewsku zapisał się w historii polskiego narciarstwa.
* * * W roku 1955 jeden z najwybitniejszych skoczków w historii narciarstwa Norweg Birger Ruud, w jednym z wywiadów oświadczył, że Stanisław Marusarz stanowi fenomen zwycięstwa tężyzny fizycznej nad czasem – czterdzieści parę lat życia i ponad dwadzieścia lat na skoczniach świata i wciąż nie utracone miejsce w światowej czołówce. Dodał, że nie zna podobnego faktu w historii światowego narciarstwa. I chyba rzeczywiście nie ma drugiego narciarza, który przez ponad 30 lat startował i potrafił pokonać o 20 lat młodszych od siebie młodych skoczków. Stanisława Marusarza nazywano „tatrzańskim orłem”, „królem Krokwi”, „narciarzem 50 – lecia”, ale chyba najtrafniejsze jest określenie „król nart”. Bo jakże inaczej nazwać narciarza, który oddał w ciągu swej kariery około 10 tysięcy skoków narciarskich i, jak obliczono, przeleciał w powietrzu ponad 700 kilometrów. Gdy w fińskim Lahti nauczycielka zapytała dzieci o nazwisko najsłynniejszego Polaka, maluchy chórem odpowiedziały „Marusar”. O sympatii Birgera Ruuda do Marusarza niech świadczy jeszcze jeden fakt, że w sklepie sportowym braci Ruudów w Norwegii, znajdowało się wiele zdjęć przedstawiających najlepszych skoczków z całego świata. Były tam także fotografie Stanisława i Andrzeja Marusarzów oraz Bronisława Czecha.. Norwegowie piękny tytuł „króla nart” nadają zwycięzcy narciarskiego maratonu, biegu na 50 kilometrów, najwszechstronniejszemu narciarzowi każdej olimpiady, ale także ludziom szczególnie zasłużonym dla narciarstwa i nart. Takim „królem nart”, albo „królem polskiego narciarstwa” był niewątpliwie Stanisław Marusarz. Lista jego sukcesów na śnieżnych arenach jest tak długa, że nie sposób wymienić wszystkie. Po zakończeniu pięknej kariery stał się bohaterem i wzorcem do naśladowania dla polskiej młodzieży. Urodził się 18 czerwca 1913 r. w Zakopanem w góralskiej rodzinie, jako syn Heleny I Jana. Związał się ze sportem od 10 roku życia. Wymieńmy najważniejsze sukcesy sportowe naszego bohatera: Stanisław Marusarz był pięciokrotnym uczestnikiem Zimowych Igrzysk (jako zawodnik w 1932, 1936, 1948, 1952, a w 1956 r. otwierał olimpijski konkurs skoków). Sześciokrotnie w latach 1933 – 1939 uczestniczył w narciarskich mistrzostwach świata FIS, był wicemistrzem świata w skokach narciarskich z Lahti (1938), rekordzistą świata z Planicy (1935) z wynikiem 95 i 97 m, zwyciężał na zawodach narciarskich w Anglii, Jugosławii, Czechosłowacji i w Niemczech. 21 razy stawał na najwyższym podium Mistrzostw Polski w skokach, zjeździe, kombinacji klasycznej i alpejskiej oraz w sztafetach biegowych 4 razy 10 km i 5 razy 10 km. Stanisław Marusarz był także zwycięzcą zawodów o Puchar Tatr, Laureatem Wielkiej Honorowej Nagrody Sportowej (1938), narciarzem 50 – lecia PZN. Uzyskał tytuł najlepszego sportowca Polski w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” w roku 1938 (otrzymał 28 230 pkt.). Startował na nartach przez ponad 30 lat. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że nie ma w historii światowego narciarstwa zawodnika, któryby startował aż w pięciu Olimpiadach Zimowych. Gdyby nie wojna miałby ich Stanisław Marusarz aż siedem startów olimpijskich. To tylko najważniejsze sukcesy – pewne jest, że Stanisław Marusarz za życia stał się legendą polskiego narciarstwa. Uznano jego zasługi i Wielka Krokiew, skocznia której był wielokrotnym rekordzistą, nosi Jego imię. To największa pamiątka po Nim. Skocznią o którą tak dbał, że była jego drugim domem...
Z góralskiego rodu W 1926 r. tuż przed zawodami w skokach na wybiegu Krokwi pojawił się mały, szczupły chłopak w stroju góralskim, kożuszku i kapeluszu na głowie. Miał zaledwie 13 lat. Chciał jednak startować w zawodach i zmierzyć się z seniorami. Sędziowie z początku nie chcieli go dopuścić do skoków z racji młodego wieku, ale w końcu, po długich namowach - ulegli. Góralczyk wystartował i zajął trzecie miejsce, za Bronkiem Czechem, który skoczył 44 metry i Gąsienicą Sieczką. Po zakończeniu konkursu uśmiechnięty rozdawał po raz pierwszy w życiu autografy, a w nagrodę otrzymał to, o czym marzył po nocach – prawdziwe narty skokowe. Niedługo później dostrzegli go działacze klubu SN PTT - Józef Oppenheim i Ignacy Bujak. Okiem znawców ocenili oni postępy młodego chłopczyka, poznali też rychło, że ma wielki talent i zapisali go do klubu. Zaczęła się kariera sportowa jednego z najlepszych polskich skoczków. O kim mowa? Tym góralczykiem był oczywiście Stanisław Marusarz – późniejszy wicemistrz świata w skokach z Lahti i legenda skoków narciarskich. Nie był jedynym z rodziny Marusarzy, który w tym okresie zaczynał swoją sportową karierę. Drugim był jego starszy brat Jan, świetny biegacz i kombinator klasyczny oraz kuzyn „Andre” - Andrzej, doskonały w obydwu tych konkurencjach. Oprócz nich na nartach świetnie jeździły dziewczęta z rodziny Marusarzów – Helena i Maria. Wszyscy oni reprezentowali barwy klubu SN PTT. Stąd w końcu lat 20. zaczęto w Zakopanem mówić o narciarskich „dynastiach” – Marusarzów, Czechów, Motyków, Szostaków, Sieczków. Zakopane zaczynało w tym okresie żyć nowym życiem – sportem. Stał się on dla tej miejscowości, jeszcze wtedy uroczej i niedużej wioski, ważną siłą napędową do jej rozwoju. Marusarz rychło stał się chlubą tej miejscowości.
Pierwszy skok Pierwszy skok decyduje o tym, że młodziutki wtedy Staszek chciał skakać. Coś ciągle ciągnęło go na skocznię. Marusarz oddał skok w wieku kilkunastu lat. Największą skocznią w Zakopanem była wtedy Jaworzynka, którą projektował narciarz i działacz klubu SN PTT, Aleksander Schiele. Tak wspomina Stanisław Marusarz swój pierwszy skok na tej skoczni.
Po skończeniu zawodów Jaworzynka opustoszała. Zostaliśmy sami z kolegami. Niewiele się zastanawiając powziąłem decyzję – spróbuję sił na skoczni jaworzyńskiej! Narty miałem z sobą. Zacząłem się drapać na rozbieg, który był zbudowany z drzewa na znacznej wysokości. Przypomniały mi się przestrogi ojca, a przed oczami stanęły wszystkie chyba kaleki, jakie widziałem w życiu,. Wahałem się przez dłuższą chwilę, czy w ogóle skakać. Ale oto doszedł mnie śmiech i drwinki kolegów. Moje postanowienie dojrzało. Na złość kolegom wdrapałem się o dwa metry wyżej i bez namysłu ruszyłem w nieznaną przepaść. Na szczęście moje krótkie i niesmarowane deski słabo mnie niosły. Traciłem szybkość. Narty rozjeżdżały się na boki, gdyż rowki były krzywo żłobione. Skulony więcej ze strachu niż z potrzeby „stylu” zbliżałem się nieuchronnie do progu. Rany Boskie ! Próg !!! Wyprężyłem instynktownie ciało i rzuciłem się do przodu niczym w paszczę niedźwiedzia. Pierwsze wrażenie ? Zachłysnąłem się silnym pędem powietrza, zimnego powietrza. Zdawało mi się, że zleciałem z turni wprost do stawu z lodowatą wodą. Pode mną rozwarła się przepaść stokroć większa, niż mogłem przypuszczać. Strach zabił całą emocję skoku. Nad zeskokiem szarpnąłem nerwowo ciałem. Efekt był taki, że wylądowałem na głowę. Mimo nieprawidłowego lądowania, poczuwszy „grunt pod głową” doznałem uczucia ulgi. Fikając koziołki zsuwałem się po zeskoku w dół. Wykonywałem przy tym rozpaczliwe ruchy starając się zachować prostą linię spadku, aby, znalazłszy się na przechodzącym w poprzek zeskoku mostku, nie stoczyć się do strumyka, co mi się zresztą szczęśliwie udało. Zatrzymałem się u podnóża skoczni przy akompaniamencie głośnych drwin kolegów. Słabe tempo na rozbiegu spowodowało, że mimo wysokiego progu skoczyłem niewiele ponad 10 metrów. Tak wyglądał mój chrzest na zawodniczej skoczni. Nie przejmując się tym niefortunnym początkiem postanowiłem przychodzić częściej na Jaworzynkę.
Taki był pierwszy skok małego „góralczyka”, jak sam nazywał siebie Marusarz. Skok, który zmienił jego życie. Chciał skakać, nigdy skoczni się nie bał, był odważny, przy tym ambitny i pracowity. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Zaczęły się sukcesy, chociaż sędziowie nie chcieli dopuścić młodego, bo zaledwie 14 – letniego Marusarza do skoku na Wielkiej Krokwi. Ten pierwszy skok na Krokwi oddał 6 lutego 1927 roku. Przebojem wdarł się do koalicji zakopiańskich skoczków. Marusarz zaczynał się liczyć, obok skoczków ze „starej gwardii” takich jak Rozmus, Czech, Sieczka czy Mückenbrunn.
strona: 1/2
1 2
|
|