29 października mija 15 rocznica śmierci "Zakopiańskiego Króla Nart" Stanisław Marusarz urodził się 18 czerwca 1913 w Zakopanem. Skoczek, dwuboista i alpejczyk. Czterokrotny olimpijczyk (1932, 1936, 1948, 1952) i sześciokrotny uczestnik mistrzostw świata (1933-39). Zmarł na Starym Cmentarzu w Zakopanem, wygłaszając przemówienie na pogrzebie swojego dowódcy z czasów okupacji Wacława Felczaka. poniżej przedstawiamy wspomnienia dzieci Stanisława Marusarza- Barbary, Magdaleny i najstarszego- Piotra.
" Zawsze o Ojcu mówi się jako o wybitnym sportowcu ale o nim jako człowieku bardzo mało. " Dziadek" uwielbiał motocykle. W latach 30-tych miał wspaniałe motocykle i to najlepsze- angielskie miał Rudge-a Ulster 500 i tym mnie zaraził. Stare motocykle i stare samochody to moja pasja - sam mam kilka. Po ojcu zachowała się w częściach Jawa 350- rozebrał ją - zaczął przerabiać i nie skończył -mam nadzieję że ja się wreszcie za to zabiorę mówi syn Piotr. " Dziadek" latał na nartach - obliczyli że na skoczniach przeleciał w powietrzu około 800 km. Pamiętam że jak pracowałem w wytwórni nart w Szaflarach zacząłem robić lotnię i Ojciec chciał ze mna latać, ale tej lotni nie skończyliśmy bo brakowało - dakronu i innych elementów. Na pewno mi zaszczepił latanie co prawda nie na skoczni ale latam samolotami w Alpach. Zwłaszcza na D140 , który Francuzi nazywają "Muszkieter" Ta maszyna waży zaledwie 600 kg a ma 180 KM mocy i lądowałem nim na lodowcu na wysokości 2950 m npm na Saint Sorlin. Pamiętam że jeździłem z ojcem na motorze na pstrągi ale nie pamietam gdzie. Ojciec był 100% mężczyzną - Jeździł na nartach, polował, łowił ryby, uwielbiał motocykle i samochody był konstruktorem i nosił nas na rękach. był wspaniały "
Z kolei tak o ojcu mówi najmłodsza córka Stanisława Magdalena Marusarz Gądek. " Ja miałam się urodzić chłopcem- uwielbiałem jeździć motocyklem w sukienkach i pewnie bym skakała - bo łatwo było mnie wypuścić - ale tata nigdy w życiu by nie pozwolił żeby dziewczyna skakała na nartach - bo wtedy skakało się inaczej niż teraz - spadało się na zeskok z wysoka i było to raczej niewskazane dla dziewcząt. Ważne jest to że był kimś w rodzaju opoki- mieliśmy wszyscy swiadomość że w każdej sytuacji zawsze nam pomoże - ze nie ma takiej rzeczy której by dla nas nie zrobił taka świadomość absolutnego bezpieczeństwa. Jak był w domu to go okupowałam siedząc mu bez przerwy na kolanach, Okropnie się złościłam że mnie nie zabierali na zawody motorowe, które chciałam zobaczyć. Ale tata nas woził na motorze- ja siedziałam na baku , potem tata , potem siostra , mama i na końcu Piotrek . Nie wiem do dzisiaj jak nas wszystkich usadowił bo motocykl miał wąskie siodełka rajdowe ale wszyscy jakoś się mieścili". Kolejna pasja ojca to myślistwo. Jeździł na polowanie ale raczej żeby oglądać - Opowiadał że zobaczył przez lunetę łanię, która płacze i wtedy przestał polować. Za to robił wspaniałe rzeczy z rogów, rączki noży myśliwskich- korale z kłów dzika - pamiętam jak nam zrobił na obóz harcerski finki. "
"Był zapalonym konktruktorem - uwielbniał drewniane konstrukcje - uwielbiał je robić - zbudował kilka skoczni narciarskich między innymi w Karpaczu, Budapeszcie, w Chochołowie - i projektował skocznię między innymi w Czarnej Górze. Mamy w domu profile różnych skoczni nawet nie wiem gdzie one miały być. Mama była architektem -więc deska była w domu i Ojciec projektował różne domy dla przyjemności - dla siebie. wspomina kolejną pasję Stanisława Marusarza syn Piotr.
" Kombinował taką skocznię treningową żeby można było lądować w basenie - do wody. Zbudował dwa mosty na Strążyskiej przez które przejeżdżały ciężkie kilkutonowe samochody, a w wieku 78 lat zbudował dach nad schodami. Tak marzył żeby mieszkać w drewnianym domu że zbudował karmnik dla ptaków cały drewniany taki z drzwiami garażowymi z metalowymi okuciami i potem w nim mieszkała wiewiórka na strychu . Budował piękne ule z płazów - bo pszczoły to była jego kolejna pasja i chodził do nich bez kapelusza. dodaje Magdalena Marusarz Gądek
Średnia córka Barbara Borgula tak wspomina ojca " Ja nie odziedziczyłam żadnych zdolności narciarskich a motoru się bałam jak ognia - ale za to tata zaraził mnie miłością do zwierząt. Wszyscy w domu zbieraliśmy i suszyliśmy chleb i jabłka - i ojciec je wywoził do lasu dla dzików i innych zwierzaków dlatego że trzeba im pomagać. Ojciec był wspaniały ale żyliśmy trochę w jego cieniu. Był wymagający chciał byśmy się zachowywali porządnie - dobrze się uczyli To trudne bo wszystkie dzieci sławnych ludzi są zgodne na ten temat. Każdy patrzy na człowieka, że albo jest zarozumiały albo ważny albo niech sobie nie myśli że będzie miał łatwiej. Wymagali od nas może nie Tata ale nauczyciele znajomi i nieznajomi- to wszystko nam rekomensowała jego ojcowska miłość"
Fot ze zbiorów rodziny Marusarzów, , Dr Tuszyńskiego, Muzeum Tatrzańskiego oraz J. A. Franaszek
strona: 1/3
1 2 3
|
|