29 października zmarł w Zakopanem w wieku 87 lat Jan Gąsienica Ciaptak - jeden z najbardziej zasłużonych polskich narciarzy. Był znakomitym alpejczykiem i skoczekiem - uczestnikiem trzech zimowych igrzysk olimpijskich, 28 krotnym mistrzem Polski w narciarstwie alpejskim. Uroczystości pogrzebowe rozpoczną się o godz 14.00 we wtorek 3 listopada na nowym cmentarzu przy ul Nowotarskiej .
Jan Gąsienica-Ciaptak - zawodnik SN PTT, a potem Centralnego Wojskowego Klubu Sportowego - startował trzykrotnie na zimowych igrzyskach olimpijskich: 1948 - St. Moritz, 1952 - Oslo i 1956 Cortina d" Ampezzo. Ponadto zajął 8. miejsce w trójkombinacji alpejskiej i 15. w slalomie w MŚ FIS w Aare w Szwecji (1954).
Urodził się 17 grudnia 1922 r. w Zakopanem. Przed wybuchem II wojny światowej był już dobrze zapowiadającym się juniorem. Jego pierwszym klubem była SN PTT, po 1950 r. startował w barwach CWKS-u. Do SN PTT zapisał się w wieku 12 lat i już pierwsze starty pokazały, że jest znakomitym technikiem. Uprawiał wszystkie konkurencje: zjeżdżał, skakał i biegał na nartach, zaliczając zjazdy przez słynne "wyćwiki". Były to karkołomne wprost zjazdy po reglach, które uprawiali chłopcy z Krzeptówek. Zjazdy stromym terenem, przez las, szybkim skrętem, na złamanie karku - wyrabiały w młodych adeptach narciarstwa refleks, szybkość i odwagę. - Było wtedy kilka grup chłopców, którzy uprawiali sport narciarski: jedna na Małym Żywczańskim, druga na Krzeptówkach, a trzecia w Kościelisku. Pierwsze narty zrobił mi ojciec - były to dobre narty, bo ojciec był znanym i dobrym cieślą - wspomina Jan Gąsienica-Ciaptak. W 1937 r. wygrał slalom juniorów w Suchym Żlebie na Kalatówkach. Zainteresował się nim wtedy ówczesny trener polskich zjazdowców Franz Zingerle. W czasie wojny Ciaptak podpatrzył kiedyś zawodników niemieckich, a ich płynna jazda techniką "równoległą" zrobiła na nim duże wrażenie.
Po wojnie powrócił do sportu. Zaczęła się piękna kariera, ale przerywana także kontuzjami. W 1948 r. jako zawodnik SN PTT startował na swojej pierwszej olimpiadzie w St. Moritz: - Otwarcie olimpiady odbyło się na lodowisku. Strój olimpijczyka otrzymałem dopiero na to otwarcie. Spodnie były za długie, a marynarka za krótka, ale orzełek zobowiązywał... Mieliśmy narty produkcji krajowej z wytwórni Stanisława Zubka w Zakopanem i "Kosche" - chyba austriackie, drewniane, kupione w sklepie. Inne ekipy miały już narty nowoczesne, plastikowe "Atofleksy", dużo lepsze niż nasze. Narty mi nie jechały, ale udało się pożyczyć parafinę i potem było nieźle. Trasa była trudna: szus - ściana - równe, a potem stromą ścianą w dół. Natomiast konkurs skoków odbywał się w kurniawie. Naprawdę dobrze prezentowałem się na skoczni olimpijskiej w St. Moritz. Skakałem w granicach 60 metrów. Miałem bardzo dobre wybicie i nigdy nie bałem się na skoczni. Nazywali mnie "orłem". Na treningu w Pontresinie miałem, niestety, dwa upadki; potem już skakałem dużo bardziej ostrożnie. Zacząłem się gubić na progu skoczni. W konkursie skoków zająłem 36. miejsce.
Później zajął się narciarstwem alpejskim. Warto dodać, że na najtrudniejszych trasach alpejskich - w Wengen, Kitzbühel, Ga-Pa, Chamonix, Radstadt, Soelden - wielokrotnie znajdował się w "piętnastce" najlepszych. Lubił zjazd, ale szczególnie dobrze czuł się w slalomie gigancie. Czasami na zawody w Alpy jechał bez ani jednego treningu biegu zjazdowego! Dzisiaj to się nie mieści w głowie, ale kiedyś, w latach 50. tak właśnie było. Braki treningowe i sprzętowe nadrabiał, jak i jego koledzy (m.in. Roj, Dziedzic, Marusarz, Pawlica, Zarycki) góralską brawurą i ogromną odwagą. Słynął z wyśmienitej techniki, a swoją klasę pokazywał też wielokrotnie w Zakopanem podczas Memoriału Bronisława Czecha i Heleny Marusarzówny. Jego nazwisko wzbudzało podziw u kibiców, którzy tysiącami obstawiali słynną trasę "FIS 2" z Kasprowego Wierchu. Powtarzano: "Ciaptak jedzie!" Na zawody przyjeżdżała wówczas czołówka świata: Austriacy, Francuzi, Włosi; słynni alpejczycy Schranz, Schuster, Zimmerman, Bozon, Allais. Apogeum umiejętności Ciaptaka przypadło na połowę lat 50. Zdarzały się mistrzostwa Polski, z których Ciaptak przywoził na rodzinne Krzeptówki komplet złotych medali.
Pamiętał też Stanisława Marusarza, którego chyba właśnie on pierwszy raz nazwał "dziadkiem". Stało się to podczas zawodów w Bańskiej Bystrzycy. Nasi reprezentanci wracali pociągiem z Czechosłowacji do kraju i na jednej ze stacji Marusarz zdobył dla wygłodniałych młodych sportowców kilka bochenków chleba, ale Ciaptak wtedy spał i chleba nie dostał. Gdy obudził się, powiedział z lekkim wyrzutem, ale i szacunkiem: - A o mnie zeście dziadku zabocyli?
W latach 50. i 60. Ciaptak słusznie nazywany był "królem polskich tras zjazdowych" - zdobył na nich aż 28 złotych medali mistrzostw Polski. Karierę zakończył w 1966 r., zdobywając na koniec srebro w kombinacji alpejskiej, brąz w biegu zjazdowym; miał wówczas 44 lata. Rywalem, którego szczególnie się obawiał był "Simek" Zarycki, tak jak i on z Krzeptówek. -" Simek często wypadał z trasy, bo jechał jak na złamanie karku, ale jak dojechał do mety, to nie było na niego siły. Jego obawiałem się najbardziej - wspominał.
Wyniki sportowe Jana Gąsienicy-Ciaptaka:
Był uczestnikiem trzech Olimpiad Zimowych: 1948 - St. Moritz, skoki: 36 miejsce, zjazd 37. miejsce na 102. startujących, z czasem 3 : 21, 3 min., slalom specjalny: nie ukończył na skutek upadku, kombinacja alpejska: 31. miejsce z notą 31. 12. 1952 - Oslo: slalom specjalny, zdyskwalifikowany w drugim przejedzie za ominięcie bramki. 1956 - Cortina d’ Ampezzo: slalom specjalny: 16. miejsce na 90 startujących z czasem 3 : 40, 0. Jan Gąsienica-Ciaptak był 28-krotnym mistrzem Polski: w zjeździe (1948, 1949, 1952, 1954, 1955), slalomie ( 1952, 1954, 1955, 1958, 1959, 1963), slalomie gigancie (1953- 1957, 1959, 1963) i kombinacji alpejskiej (1948, 1949, 1951, 1954, 1955, 1956, 1959). Wielokrotny wicemistrz kraju.
WOJCIECH SZATKOWSKI
|