Niedawno dotarła do nas smutna informacja, że zmarł Mieczysław Wnuk – znakomity przedwojenny narciarz, żołnierz września, mieszkający w Trenton w Stanach Zjednoczonych. W serwisie przypominamy jego biografię. Czapka na bakier, granatowy sweter, biała koszula – wysoki zawodnik o charakterystycznym szerokim uśmiechu. To Mieczysław Wnuk, który był w latach 30. reprezentantem klubu „Wisła” Zakopane.
Wiecej zdjęć Mieczysława Wnuka - tutaj !!!!!!!! ( fot z archiwum Rodziny oraz W Szatkowski )
Jego największym sukcesem sportowym był tytuł akademickiego mistrza świata z Lillehammer (1939), był też mistrzem Polski w kombinacji norweskiej (1938). Oprócz kombinacji nieźle biegał i skakał na nartach, a o jego największych sportowych wyczynach w tej dyscyplinie opowiada niniejszy tekst.
Mieczysław Wnuk urodził się 1 stycznia 1917 r. w Zakopanem . Od małego interesował się narciarstwem, jak wszyscy wtedy młodzi chłopcy w Zakopanem. Wnuk nie osiągnął jakiś dobrych wyników jako junior, ale w kategorii seniorów osiągnął wiele wartościowych wyników. Był czołowym zawodnikiem Sekcji Narciarskiej zakopiańskiej „Wisły”. Specjalizował się w kombinacji norweskiej, ale także nieźle skakał, uprawiał także z powodzeniem narciarstwo alpejskie. Wszechstronność, wiemy już o tym, była wówczas w cenie.
W 1936 r. zajął 6. miejsce w kombinacji norweskiej na Mistrzostwach Polski w Zakopanem-Wiśle, 6. w skokach, 6. w zjeździe panów i srebro w sztafecie (pobiegła w składzie: Mieczysław Wnuk, Jan Bochenek, Michał Górski i Marian Woyna-Orlewicz). W 1938 r. na Krokwi na Mistrzostwach Polski Wnuk zdobył tytuł mistrza Polski w kombinacji klasycznej, przed Stanisławem Marusarzem, Andrzejem Marusarzem (obaj SN PTT), Stanisławem Wawrytko–Bukowym („Sokół” Zakopane), Janem Marusarzem i Janem Dawidkiem (obaj SN PTT Zakopane) . Zdobył także tytuł wicemistrza kraju w biegu na 18 km, za Stanisławem Karpielem, ale przed Wawrytką-Bukowym, Edwardem Nowackim („Strzelec” Zakopane), Andrzejem Marusarzem i Józefem Sikorą I oraz srebrny medal w sztafecie (pobiegła w składzie: Mieczysław Wnuk, Marian Woyna-Orlewicz, Michał Górski, Tadeusz Wowkonowicz). W 1939 r. na Mistrzostwach Polski Wnuk zajął 6. miejsce w zjeździe panów, 5. w kombinacji alpejskiej. To były ostatnie starty uzdolnionego zawodnika z Zakopanego przed wybuchem wojny. Ponieważ zawody były bardzo udane przypomnijmy, chociaż pokrótce, tamte piękne dla polskiego narciarstwa chwile.
Mistrzostwa Świata FIS 1939 w Zakopanem… 8. w kombinacji norweskiej
Nasi reprezentanci prezentowali się pięknie. Naszych zawodników, schludnie ubranych w filuterne góralskie kapelusiki z orlim piórem, jednorzędowe marynarki, spodnie narciary oraz czerwone rękawice z napisem „FIS”, prowadził Stanisław Marusarz. Efilada wypadła akurat w deszczu, przez co ceremonia otwarcia zawodów FIS miała zupełnie nie zimowy charakter. Wnuk startował w bieguna 18 km do kombinacji, kombinacji norweskiej. Kombinacja norweska w Zakopanem potoczyła się inaczej niż życzyliby sobie polscy kibice. Powszechnie liczono na dobry wynik Stanisława Marusarza, który u siebie, na swojej Krokwi, miał wygrać z Norwegami. Może presja kibiców, działaczy była zbyt duża. W każdym razie Polacy, w tym Marusarz, wypadli w biegu do kombinacji norweskiej bardzo słabo. Zawiodło głównie smarowanie. Jak głosi narciarska plotka, a takich w historii polskich sportów zimowych niemało, na słaby wynik naszych zawodników wpłynął... dowcip Zdziśka Motyki. Ten żartowniś, zakpił sobie z zawodników i kazał im smarować narty smarem na mokre śniegi, gdy tymczasem na Gubałówce było sporo świeżo spadłego puchu, który natychmiast poprzyklejał się do nart naszych reprezentantów. Dowcip nie był przedniej klasy, ale ponieważ zasłyszałem go z ust człowieka, którego darzę dużym zaufaniem, to podaję go powszechnej opinii, dla dodania pikanterii tzw. „tekstowi właściwemu”.
Za to Polacy wypadli w konkursie skoków do kombinacji norweskiej znakomicie. Wygrał je Stanisław Marusarz, który mimo obniżonego rozbiegu skakał znakomicie (miał skoki powyżej 70 m: 73,5 i 71,5 m, notę 227,5 pkt, aż o blisko 13 punktów wyprzedził Niemca Lahra. Trzeci był Andrzej Marusarz, ze skokami na 64 i 65 m, notą 208,1 pkt. Mieczysław Wnuk w skokach zajął wysoką 8. pozycję, ze skokami na 62, 65 m, notą 192,9 pkt. Konkurs skoków do kombinacji obfitował w kilka sensacji. Wielka Krokiew okazała się zbyt trudna dla norweskich asów – upadł Hoffsbakken, będący nadzieją Norwegów na złoty medal w tej konkurencji (był 2. w biegu na 18 km, a więc przy dobrych skokach miał szanse nawet na złoty medal- przyp. Autora), upadł i drugi Norweg Odden oraz Szwed Westberg. W tych warunkach wiadomo już było, że zwycięzcą kombinacji został zawodnik niemiecki Gustl Berauer. Tak też się stało. Skoki oglądnęło na stadionie sportowym PZN około 12 tysięcy kibiców.
Tabela wyników biegu złożonego – kombinacji norweskiej (bieg na 18 km i skoki) na Mistrzostw Świata FIS w Zakopanem w 1939 r.
Zawodnik Kraj Nota za bieg Nota za skok Nota łączna
1. Gustl Berauer Niemcy 223,5 pkt. 206,1 pkt. 429,6 pkt.
2. Adolf G. Sellin Szwecja 223,5 pkt. 203,1 pkt. 426,6 pkt.
3. Magnar Fosseide Norwegia 231 pkt. 191,4 pkt. 422,4 pkt.
4. Andrzej Marusarz Polska 202,5 pkt. 208,1 pkt. 410,6 pkt.
5. Gunter Meergans Niemcy 210 pkt. 198,5 pkt.. 408,5 pkt.
6. Christian Merz Niemcy 202,5 pkt. 200,6 pkt. 403 pkt.
7. Stanisław Marusarz Polska 164, 43 pkt 227,5 pkt. 391,93 pkt.
8. Mieczysław Wnuk Polska 198,75 pkt. 192,9 pkt. 391,65 pkt.
9. Adi Gamma Włochy 208,5 pkt. 181,8 pkt. 390,3 pkt.
10. Hans Lahr Niemcy 174 pkt. 214,8 pkt. 388,8 pkt
Warto zauważyć jaki był poziom polskiej kombinacji norweskiej w tym okresie. Przytoczmy wyniki kombinacji norweskiej, poza czołową „dziesiątką”: 11. był Orlewicz, 16. Władysław Roj, 17. Michał Górski, 18. Anatol Grandfeld, 19. Stanisław Sowiński, 21. Adam Becker - Gewont, 23. Teodor Dawidem, 24. Jan Marusarz, 26. Jan Dawidem, 27. Franciszek Marduła i 28. Józef Bursa – jak widać 14 polskich zawodników zmieściło się do czołowej „30”. To był już wynik świadczący o wysokim poziomie naszych reprezentantów. Mimo, że startowali u siebie, znali w związku z tym i trasy biegowe i skocznię, to jednak, zwłaszcza obaj Marusarze i Wnuk potrafili nawiązać wyrównaną walkę z najlepszymi na świecie zawodnikami skandynawskimi i Niemcami, którzy zaczęli wyrastać wtedy na potęgę w kombinacji norweskiej. W konkursie skoków Wnuk nie wziął już udziału, gdyż z ekipa polską wyjechał wcześniej na zawody akademickie w Trondheim i Lillehammer.
To i owo o dawnej technice skoków narciarskich…
Przy okazji tekstu o Mieczysławie Wnuku warto zająć się techniką skoków narciarskich w opisywanym okresie, czyli w latach 20. i 30., tym bardziej, że nie są to informacje powszechnie dostępne i znane. Pierwsi, jeszcze w XIX wieku, „szlifowanie” techniki i dążenie do tego, by skoczyć jeszcze dalej, ale i piękniej, wprowadzili Norwegowie. Słynne było ich lądowanie telemarkiem. Jednym z pierwszych, którzy posiadł znakomite umiejętności techniczne był Sondre Nordheim (1825 – 1897). Ten mieszkaniec Ǿverbǿ w Dolinie Morgedal zwyciężył w zawodach w Christianii (dawna nazwa Oslo), i podobno zimą codziennie używał nart, ponieważ był z zawodu cieślą i robotnikiem leśnym. Najdłuższy swój skok na 30,5 m Nordheim oddał na Husebybakken. Było to w roku 1860. Przez ponad 30 lat był to rekord nie pobity przez żadnego ze skoczków. Natomiast podczas zawodów na skoczni w Brunkebergu w południowej Norwegii, Nordheim skoczył 19 metrów. Był to pierwszy oficjalny rekord świata w skokach narciarskich. Podobno, dla doskonalenia techniki skoku, mieszkańcy Doliny Morgedal, gdzie mieszkał Nordheim, skakali z dachów swoich domów! Ponoć nawet z wysokości 10 m, a co ciekawe tradycja takich wskoków powróciła ostatnio, o czym mówiła mi Dyrektor Muzeum Narciarstwa w Morgedal, Anne Goethe Bakke. Tak więc mieszkańcy uroczego Morgedal nawiązują do swoich dawnych tradycji.
Tak piękno skoku i Nordheima opisał świetny polarnik norweski i miłośnik narciarstwa - Fridtjof Nansen:
Jeżeli chcemy wykonać skok wtedy trzeba wyszukać skocznię stworzoną przez naturę lub też zrobić ją ze śniegu. Przejeżdżając przez nią w szalonym pędzie można robić dłuższe i krótsze podróże powietrzne. Często przedłuża się skok, przedłużając rozbieg. Można w ten sposób fruwać przez powietrze 20 do 25 metrów, a istnieją narciarze, którzy potrafią skakać nawet i dalej. Wiemy o narciarzu z Telemark, Sondre Auersenie Nordheimie, że skoczył on ze skały i stanął na dole na obu nogach...Podczas szybowania przez powietrze jedni trzymają się prosto jak świeca, inni siadają w kucki. Jest w zwyczaju, iż skoczek znalazłszy się na dole wysuwa prawą nogę przed lewe kolano, jadąc dalej w szalonym tempie. Wielu upada po takiej powietrznej podróży... Skok wprawnego narciarza jest jednym z najdumniejszych widowisk, jakie istnieją na ziemi... Jeden skoczek szybuje w powietrzu lepiej niż inny, bardziej elegancko i widzowie wstrzymują dech w piersiach, czekając w napięciu aż znajdzie się on na dole. Witają go potem, gdy ma skok ustany, niekończącym się entuzjazmem. Gdy upadnie, czeka go huragan drwiącego śmiechu. Kto choć raz był świadkiem zawodów na Huseby koło Christianii, ten nigdy tego nie zapomni .
Tyle Nansen. Pierwszymi, którzy próbowali skoków narciarskich byli więc Norwegowie. Ich technika, zwana „telemarkową” to ciało wyprostowane, a w powietrzu skoczek wykonywał „wiatrakowe” ruchy ramion. Tak skakał nawet na zawodach w Oslo norweski następca tronu. Niedługo potem w ich ślady poszli Szwedzi i Finowie. Jedne z pierwszych zawodów w skokach narciarskich odbyły się ok. 1860 r. w Norwegii, niedaleko Oslo na Husebybakken, a zawodnicy z Telemarku na długo byli niedościgłymi mistrzami długich narciarskich lotów, a zwłaszcza eleganckiego lądowania „telemarkiem”, które do dzisiaj jest najwyżej oceniane przez sędziów. Natomiast pierwsza większa skocznia narciarska z prawdziwego zdarzenia w Norwegii została zbudowana w Holmenkollen. 31 stycznia 1892 r. rozegrano na niej pierwszy konkurs skoków, a pierwszym rekordzistą został Arne Ustvedt który skoczył 21,5 metra. Skocznia ta jest używana do dzisiaj. Sukcesy i piękne technicznie skoki Norwegów były gorąco komentowane w całej Europie i poza jej granicami.
W Szwecji zawody w skokach dla młodzieży przeprowadzono po raz pierwszy w 1877 r. Podobnie było w Finlandii. Na ponad 50 lat Finowie i Szwedzi oraz inne narody pozostały jednak w cieniu Norwegów, którzy byli mistrzami w skokach. Poza Skandynawią skoki najwcześniej znalazły uznanie w Austrii. Technikę jednak przez cały czas podpatrywano od zawodników norweskich.
Już w roku 1892 na zawodach narciarskich w Műrzuschlag w Austrii rozegrano konkurs skoków. Sensację wzbudził w nim zwycięzca, piekarz Samson, z pochodzenia Norweg z Telemarken, który oddał skoki na 12 i 14 metrów. W tym samym czasie skoki zaczęły się cieszyć coraz większym zainteresowaniem w Szwajcarii i pozostałych krajach alpejskich. Gwałtowniejszy ich rozwój nastąpił po pierwszej wojnie światowej. Zmiany dotyczyły głównie stylu. Zaniechano więc z czasem skoków z podkurczonymi nogami, w stylu „opp-traeken”, bardzo popularnych ongiś w Norwegii. Zaczął też stopniowo zanikać styl telemarkowy, zwiększało się za to wychylenie skoczka w powietrzu. W tym też okresie notujemy początki tej konkurencji w naszym kraju. Nasi skoczkowie, jak widać na zdjęciach, nadal skakali, wzorem najlepszych Norwegów, stylem „telemarkowym”..
W latach 20. styl skoków narciarskich zaczął się powoli zmieniać. Ciekawe wnioski można wyciągnąć po przegrzebaniu starych archiwów. O ile nie nabawimy się jakiejś alergii od archaicznych pyłków, zgromadzonych między pradawnymi niemal kartami i zdjęciami, grypy od mrozów, panujących w archiwum i o ile nie przywali nas archiwalna półka, to możemy co nieco podedukować. A więc. W archiwum SN PTT natrafiłem na zdjęcia ze skoków w Holmenkollen. Analiza zdjęć z konkursu „Holmenkollenrennene” z 1921 r. (patrz zdjęcia w tekście) pozwala wyciągnąć moim skromnym zdaniem, ciekawe wnioski. Obok skaczących starym stylem telemarkowym zawodników, pojawił się Narve Bonna, który zdecydowanie zwiększył w stosunku do swoich reprezentacyjnych kolegów, wychylenie do przodu podczas skoku, a ręce miał ugięte w łokciach po wybiciu. Widać, że to zupełnie nowe skakanie. Pozostali Norwegowie: Oestby, Haug, Stromstad, Hoegvold – osiągnęli z pewnością krótsze odległości. Już na I Zimowych Igrzyskach w Chamonix Norwegowie, zwłaszcza Bonna i Thams, zaprezentowali ten nowy styl skakania, zwany aerodynamicznym. Zwiększyli wychylenie ciała do przodu, zmniejszając jednocześnie częstotliwość pracy ramion w powietrzu, czyniąc te ruchy bardziej płynnymi. To dało efekty – Thams zdobył olimpijskie złoto, a Bonna srebro. Thams rozpoczął już wtedy swój słynny pościg i „polowanie” na 70 m, zakończone ciężkim upadkiem na skoczni w Saint Moritz. Był najlepszym skoczkiem lat dwudziestych.
Ciekawe jest zdjęcie w zbiorach klubu SN PTT 1907 Zakopane, pokazujące skok norweskiego trenera Bengta Simonsena na Krokwi w Zakopanem. Ewidentnie widać ułożenie nart skokowych w kształt litery V. Widać gapiów, którzy wpatrują się z namaszczeniem w Norwega, którzy skakał inaczej niż inni…To musiała być niezła sensacja.
Nowy styl skakania wprowadzili w latach 30. słynni bracia Ruudowie z Kongsbergu, a zwłaszcza podwójny mistrz olimpijski Birger Ruud. Wprowadził on na ZIO w Garmisch-Partenkirchen nowy typ skoku. Po wyjściu z progu załamywał się w biodrach, tak by przyjąć jak najbardziej aerodynamiczną sylwetkę, a po osiągnięciu punktu kulminacyjnego lotu przestawał „wiatrakowo” machać rękami, zatrzymując ręce zgięte w łokciach aż do momentu lądowania. Słynął z idealnego, równiuteńkiego prowadzenia nart w locie i był czołowym „estetą skoków” lat 30 i 40. Nowy styl wprowadził także japoński skoczek Shinji Tatsuta, który w Ga-Pa miał najdłuższe skoki na 73,5 i 77 m (ten drugi to najdłuższy skok w konkursie). Skaczący z numerem 15 Japończyk kładzie się na narty jak jego rodak Funaki w pamiętnym roku 1998, a ręce ma wyciągnięte przed siebie. Gdyby skoki ustał (a miał upadek) byłby na olimpijskim podium. W każdym razie to był nowy styl skakania, rozwinięty dopiero ok. 20 lat później. Pewne jest jedno – w 1936 r. olimpiada pokazała, że w dziedzinie narciarskiej techniki dokonał się znaczący postęp.
Jak skakali na tle Norwegów Polacy? Do drugiej połowy lat 20 większość polskich skoczków skakała stylem „telemarkowym”, ale wśród nich wyróżniali się: Stanisław Gąsienica-Sieczka, który „kładł” się na deski i był wielokrotnym rekordzistą Polski. Bronisław Czech wprowadził znakomite opanowanie techniki skoku aerodynamicznego. Zdjęcie Romana Serafina, mistrza aparatu fotograficznego, pokazuje mistrzowską klasę Czecha, który głęboko wychylony na skokówki, równo prowadzi narty. Niezwykle dynamicznie skakał Stanisław Marusarz, którego jednak zbyt wielkie załamanie w biodrach powodowało iż często otrzymywał niższe noty od sędziów. Popularny w latach 30. skoczek z Zakopanego lubił też loopingowe skocznie, a nieraz na Krokwi, ku zmartwieniu kolegów, nadsypywał na progu loopingi ze śniegu. Często przeskakiwał skocznie. Andrzej Marusarz pięknie wychylał się w czasie lotu, jak i Jan Kula, czy Izydor Łuszczek. Mieliśmy także grupę bardzo uzdolnionych juniorów. Lata 30. to jeden ze złotych okresów w historii polskich skoków narciarskich.
Na Akademickich Mistrzostwach Świata w Trondheim (1939)… złoto w kombinacji norweskiej…
Powracamy teraz do postaci Wnuka. Największym jego sukcesem sportowym było zdobycie tytułu akademickiego mistrza świata w Trondheim (1939). Zawody miały rangę akademickich mistrzostw świata. Marian Woyna-Orlewicz tak wspomina te zawody: - W Lillehammer czułem się wtedy w życiowej formie. Przed startem prosiłem tylko jednego z kolegów: – Słuchaj, nie wiem jaka jest trasa, chcę wiedzieć kiedy mam zacząć finisz, więc podejdź te 3 km przed metę i stój tam, bo jak ciebie zobaczę to zacznę finisz. Zgodził się. Dobrze nasmarowaliśmy narty. Nasmarowałem sobie i Wnukowi. Masę narciarzy źle wtedy wysmarowało, zdejmowali po drodze narty, bo im lodziło. Byłem trzeci, sekundę straciłem do drugiego, Fina Mekkinena, a wygrał bieg Dalqvist, który był w Polsce na FIS – ie w Zakopanem. W biegu na 18 km do kombinacji startowało 3 Polaków: Orlewicz, Wnuk i Górski .
Konkurs skoków do kombinacji wygrał Norweg Strindberg (skoki 47 i 48 m, Wnuk w łącznej klasyfikacji zajął w nim 5 miejsce (40,5 i 46 m, nota 201,2 pkt.) a Orlewicz był szósty(48,5i 41,5 m, nota 198,8 pkt., a Górski był siódmy (40,5 i 45,5 m, nota 171 pkt ). Orlewicz dodaje: - Wtedy Mietek Wnuk wygrał kombinację w Lillehammer, ja byłem drugi. Po biegu były skoki do kombinacji na skoczni w Lillehammer. W Lillehammer skocznia była bardzo nieprzyjemna, nietypowa, bo miała bardzo długi, płaski rozbieg, gdzie narciarz długo jedzie i jedzie, potem bardzo płaski zeskok. To powodowało bardzo trudne i ciężkie lądowanie. Ustaliliśmy z Wnukiem: – Skaczemy ostrożnie, by nie stracić w razie upadku punktów, bo mamy szansę na dwa pierwsze miejsca! Ale on był młodszy i poszedł na całego i wygrał kombinację. Polskie gazety sportowe donosiły: - W okresie niepowodzeń zakopiańskich narciarzy, ze specjalną przyjemnością notujemy sukces akademików na ich światowych mistrzostwach. Raz już mieliśmy tu najwyższy tytuł w kombinacji norweskiej. Dzisiaj sukces jest podwójny, gdyż dwa pierwsze miejsca zajęli Wnuk i Orlewicz. Polska ma więc akademickiego mistrza świata. Na rozdaniu nagród doszło do zabawnej sytuacji, na zdjęciu widać dwóch Polaków stojących na podium, gdyż trzeci Norweg spóźnił się na rozdanie nagród. Być może było mu też trochę wstyd, że u siebie przegrał z Polakami (na zdjęciu widać tylko 2 zawodników, trzecie miejsce podium jest puste, a u Kapeniak jest adnotacja iż trzeci z zawodników spóźnił się na rozdanie nagród – przyp. W.S). To był ostatni przedwojenny start Mieczysława Wnuka.
„Groupe skier des Etudients Polonais”…czyli Polacy we Francji
Po kampanii wrześniowej, a potem klęsce Francji spora grupa zakopiańskich narciarzy znalazła się w okolicach Grenoble, byli to, między innymi: bracia Rzegocińscy, Bałukowie, Kuliński, Biernacki, Józef Szczepaniak i Mieczysław Wnuk. Przy CAF (Club Alpin Francais) zawiązali rychło „Groupe skier des Etudients Polonais”, co, jak podaje Kapeniak, pozwalało im na starty w zawodach narciarskich. W styczniu 1941 r. nasza grupa „studencka” wystartowała w slalomie w Lans. Na ponad 50 zawodników najlepszy okazał się Józef Szczepaniak, drugi był Wnuk, a w pierwszej dziesiątce znalazło się czterech Polaków. Biorąc pod uwagę poziom narciarstwa alpejskiego we Francji, który był bardzo wysoki, ten wynik należy uznać za spory sukces. W miejscowości Villard, na kolejnych zawodach narciarskich, tym razem w biegach narciarskich, najlepszy okazał się Wnuk, a w biegu zjazdowym wygrał ex aequo z Żegocińskim. Tak więc Polacy z Zakopanego, przedwojenne „Tatrzańskie diabły”, pokazały we Francji przysłowiowy „lwi pazur” po raz drugi. Dobra passa „studentów” trwała nadal. Na marcowych zawodach CAF we Requin de Chamrousse najszybszy okazał się Szczepaniak, pobił byłego zwycięzcę tych zawodów Andre Jeanneta, warto dodać – byłego mistrza Francji w skokach i kombinacji klasycznej. W slalomie Bałuk był trzeci, a w kombinacji alpejskiej Szczepaniak drugi za Francuzem J. Blaue . W zawodach w skokach narciarskich „Grand Prix des Aloes” Szczepaniak był drugi za słynnym narciarzem, mistrzem Francji, Jamesem Couttetem. Potem grupa studencka uległa rozpadowi: Szczepaniak osiadł na stałe w Chamonix pod Mont Blanc, stając się członkiem miejscowego ruchu oporu, mając w związku z tym wiele niesamowitych przygód , Żegociński i reszta grupy pozostała w Grenoble. W 1942 r. Wnuk na zawodach w Autrans zajął w skokach trzecie miejsce, a Żegociński piąte. W slalomie Wnuk był pierwszy, a jego kolega drugi. Okręg Grenoble postanowił wówczas zaangażować Wnuka jako trenera skoków narciarskich i biegów. Wnuk mógł jako trener nadal startować w zawodach narciarskich i czynił to z dobrymi wynikami.
Także wiele ciekawostek związanych z wojennymi losami zakopiańskich narciarzy opisał Józef Kapeniak: - Nagle Okręg Grenoble Federacji Francuskiej angażuje Wnuka na trenera skoków i biegów. Trener bierze udział w różnych mistrzostwach okręgu Grenoble. I tak w Alp d'Huez Wnuk zajął drugie miejsce w skokach, po byłym mistrzu Francji W. Jeandelu. Później w Chamonix na wielkiej skoczni, w walce z francuską czołówką Szczepaniak z najdłuższym skokiem dnia, 61 metrów, uplasował się na drugim miejscu, tuż za sławnym Couttetem. Wnuk był piąty, ze skokami po 56 metrów. Mała ciekawostka z tego konkursu: Alpy Francuskie były w tym czasie okupowane przez włoską armię. W konkursie brali również udział żołnierze włoscy. Również Włoch zapowiadał skoczków. Przy nazwiskach polskich zawodników dodawał „Polotne”, co wywoływało oklaski tak publiczności francuskiej, jak i żołnierzy włoskich, lecz stwarzało niebezpieczeństwo, że sprawą tą mogą zając się władze okupacyjne. Może dlatego nie dopuszczono Polaków do akademickich mistrzostw Francji, choć w poprzednich zimach brali w nich udział. Jedynie Wnuk został dopuszczony do biegu sztafetowego w narciarskich mistrzostwach Francji w barwach okręgu Dauphine. Przy równoczesnym starcie dwunastu, pierwszy na wspólny tor wbiegł Wnuk, a tuż za nim Francuz Gindze, który poprzedniego dnia wygrał „osiemnastkę”. Po zażartej walce Wnuk wygrał etap z przewagą dwóch sekund . Potem wygrał zawody Grand Prix des Aloes w biegu na 15 km, w skokach czwarty, a osiągnął też pierwsze miejsce w kombinacji norweskiej, w alpejskiej był czwarty. W 1943 r. startował w Grand Prix de la Legion de Briangou, gdzie wygrał skoki, bieg i kombinację norweską, pozostawiając w pobitym polu tak dobrych francuskich narciarzy, jak: Bozon, Masson, Schmidt, Cottage i wielu innych. W kombinacji alpejskiej zajął trzecie miejsce.
Tacy ludzie jak Mieczysław Wnuk byli gorącymi patriotami i tego właśnie wątku, patriotycznego, nie może zabraknąć w mojej opowieści. Mieczysław Wnuk mieszka obecnie w Trenton (w stanie New Jersey w Stanach Zjednoczonych). Ukazały się wspomnienia Mieczysława Wnuka z jego kariery sportowej ale i wojskowej. Jest to książka o wiecznie uśmiechniętym skoczku z Zakopanego, o kolejnym z „tatrzańskich diabłów”. W książce w sposób niezwykle ciekawy i z humorem zostały opisane wojenne wspomnienia Mieczysława Wnuka. Wnuk po raz pierwszy po wojnie powrócił do Zakopanego w 1974 r. Spotkał się tam ze swoją rodziną, a następnie jeszcze kilkakrotnie ze swoimi synami bywał w Zakopanem (po raz ostatni w 1987). Odszedł jeszcze jeden przedstawiciel pokolenia, które zostało wychowane w atmosferze gorącego patriotyzmu, a odwagi i fantazji starczyło mu nie tylko na narciarskie szusy... Łączymy się w bólu z jego Rodziną, bo Zakopane pamięta... a stara góralska nuta „Krywaniu, Krywaniu wysoki” niech z Zakopanego zabrzmi mocno nad grobem syna naszej skalnej ziemi.
Mieczysław Wnuk - wyniki sportowe: akademicki mistrz świata w kombinacji norweskiej z Trondheim/Lillehammer (1939)., mistrz Polski w tej konkurencji (1938), czterokrotny wicemistrz kraju: na 18 km (1938), i w sztafecie 4. razy 10 km (1937-1939), uczestnik Mistrzostw Świata FIS: 1938 – Lahti – 21. kombinacja klasyczna, 8. sztafeta, MŚ 1939 Zakopane: 59 w biegu na 18 km do kombinacji norweskiej z czasem 1.16,54, 8. w kombinacji norweskiej.
WOJCIECH SZATKOWSKI
MUZEUM TATRZAŃSKIE
Foto-relacja: zdjęcia z archiwum Wojciecha Szatkowskiego i rodziny Wnuków: