Rozpoczynając drugi etap projektu na rozgrzewkę pojechaliśmy w miejsce, w którym pogoda jest zawsze pewna- do chorwackiej Paklenicy, gdzie byliśmy też w zeszłym roku. Towarzyszył nam Marcin Wróbel. Był to pierwszy wyjazd Marcina na drogi wielowyciągowe.
W galerii kilka fot z Norwegii !!!!!
Zrobione drogi:
Sjeverne rebro 4b (Veliki Cuk), 170 metrów- różnica wysokości, długość drogi ok. 240 m)- całą drogę prowadził Marcin Wróbel.
Istotni Brid 4b (Zub), 80 metrów
Kombinacja trzech dróg na Stupie Anici Kuk- Saleski 5a/b, Leva Trziska- wyciąg o wycenie 4a oraz Brid za Veliki Cekic za 5b. Droga miała około 470 metrów długości.
Ostatnią drogą były Velebitaski na Anici Kuk za 6a+, długości ok. 400 metrów.
Po powrocie z Chorwacji i szybkim przepakowaniu 28 czerwca wyjechaliśmy w dalszą trasę. Płynęliśmy z Gdyni do Karlskrony promem linii Stena Line. Podróż trwała 10 godzin.
Pierwszym naszym celem był Stetind- musieliśmy się więc dostać na samą północ, pod Narvik. Wybraliśmy drogę przez Szwecję. Po drodze odwiedziliśmy Sztokholm. Nie mieliśmy na jego zwiedzanie specjalnie dużo czasu- chcieliśmy jak najszybciej dostać się pod Stetind. Miasto zrobiło jednak na nas ogromne wrażenie.
Dojazd od promu zajął nam 3 dni. Już w czasie drugiego noclegu dało się odczuć białe noce;)
Na miejscu byliśmy w sobotę około godziny 22. Naszym oczom ukazał się symbol Norwegii z wierzchołkiem w chmurach. Mimo późnej godziny było zupełnie jasno, o czym świadczą zdjęcia.
W Norwegii i Szwecji można rozbijać się w dowolnym miejscu, 150 (Norwegia) lub 100 (Szwecja) metrów od posiadłości. Pod Stetindem jest doskonałe miejsce na biwak w namiocie. Jadąc od Narwiku musimy przejechać tunel pod górą- naszym oczom ukaże się duży parking. Są tu ubikacje, dostęp do świeżej wody (rzeka), ławeczki ze stolikami, a przede wszystkim wspaniały widok na wyrastającą prosto z fiordu górę. Podczas naszego pobytu było tam ok. 15 namiotów, do tego ludzie śpiący w camperach i busach. Wszyscy zostawali raczej dłużej niż 48 godzin określone w przepisach, był to jednak specyficzny rejon;)
W pierwszy dzień pobytu zrobiliśmy rekonesans- podeszliśmy pod początek drogi normalnej. Przewodnikowe 2 godziny podejścia zamieniły się w czterogodzinną wędrówkę..
Jednak wspaniałe widoki wynagrodziły wszystko;).
Jedyną drogę jako zrobiliśmy na Stetindzie (1391 m n.p.m.) jest droga normalna. Trudności czwórkowe, większą jej część przechodzi się na asekuracji lotnej, poza kluczowym momentem- mocno eksponowanym trawersem na samych rękach.
Patrząc na prognozy chcieliśmy złapać jeszcze choć trochę dobrej pogody w środkowej części Norwegii, pojechaliśmy więc do Kristiansund- na zaproszenie naszego facebookowego znajomego, Piotra. Po drodze zwiedziliśmy miasto Trondheim. U Piotrka byliśmy przez weekend- pokazał nam okoliczne skały, miasteczko.
Niestety pogoda nie była tak dobra jak to zapowiadali- zmieniała się z dnia na dzień. Mieliśmy jeszcze trochę czasu do promu powrotnego, pojechaliśmy więc do Doliny Romsdal, z zamiarem zrobienia słynnego Filaru Trolli. Gdy dojechaliśmy na miejsce widoczna była tylko jakaś 1/10 drogi, ze szczytów płynęły strumienie wody. Nawet przez następne dni, mimo lekkiego wypogodzenia, skała była wciąż mokra. Żeby wykorzystać czas i choć trochę zobaczyć wybraliśmy się samochodem na słynną Drabinę Trolli- stromą, krętą drogę widokową. Dwukrotnie odwiedziliśmy sąsiednią dolinę Vengedal leżącą po drugiej stronie szczytu Romsdalhorn. Tym samym odkryliśmy świetne miejsce do wspinania- nie tylko sam szczyt Romsdalhorn, ale również masyw leżący po drugiej stronie doliny Vangedal- Vengetind.
Mimo, że nie wpinaliśmy się dużo w tym roku, nie uważamy tego czasu za stracony- wręcz przeciwnie, zobaczyliśmy piękne miejsca, wspaniałe cele na przyszłość. Ten etap nie jest jeszcze zakończony- w przyszłym roku postaramy się go dokończyć ponownie odwiedzając Norwegię. Chcemy wrócić pod Stetind, pod Filar Trolli oraz do doliny Vengedal. Dodatkowo chcemy poszerzyć ilość regionów i pojechać na Lofoty- chyba jedne z bardziej znanych szczytów norweskich w Polsce.