Miniony sezon zimowy na pewno nie był udany dla naszej najlepszej alpejski Agnieszki Gąsienicy Daniel. Dwie kontuzje pleców wyłączały ją ze startów na długie okresy. - Żałuję bardzo, bo całe lato ciężko pracowałam i mieliśmy duże nadzieje, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Sezon zapowiadał się nieźle, w Aspen trenerzy mówili, że to już jazda na poziomie, który pozwala na walkę o czołową trzydziestkę Pucharu Świata – komentuje Agnieszka, która pozostaje jednak optymistką i wierzy, że kolejna zima będzie dużo lepsza.
Agnieszka Gąsienica Daniel komentuje:
- Sezon zapowiadał się nieźle, zaczęłam się rozkręcać w Soelden. Duży krok do przodu zrobiłam podczas dwóch treningów w Ameryce, w Loveland, ponieważ mogłam wtedy jeździć z kilkoma dobrymi ekipami – Włoszkami, Francuzkami, Słowenkami, Kanadyjkami. Korzystaliśmy z tej samej trasy i tych samych ustawień. Miałam okazję podpatrzeć jak jeżdżą inne zawodniczki i podciągnąć się. Tylko dwa treningi, ale to wystarczyło, by zrobić duży krok do przodu. W Aspen jechało mi się bardzo dobrze, a trenerzy mówili, że to już jazda na poziomie, który pozwala na walkę o czołową 30. Pucharu Świata, albo nawet więcej. W Aspen niestety zabrakło kilku setnych sekundy, czego bardzo żałowaliśmy. Również giganty w Nor-Am Cupie były dobre, potrafiłam kilka razy pod rząd potwierdzić formę.
- Po Ameryce wróciliśmy do Europy i miałam trening w Austrii przed Pucharem Europy. Podczas przejazdu treningowego doznałam kontuzji pleców i nie mogłam startować. Duża strata, bo to były pierwsze w sezonie Puchary Europy, dobra okazja do zdobycia punktów i startowania z wyższymi numerami. Z badań wynikało, że przesunął mi się dysk i muszę zrobić przerwę na półtora miesiąca. Kiedy już czułam się dobrze, pojechałam do Tarvisio na trening. Byłam tam siedem dni i wszystko szło nieźle. Trenerzy byli bardzo zdziwieni, że po dość długiej przerwie jeździłam tak samo, jak przed nią. Jednak miałam troszkę respektu, jeśli widziałam dziury na trasie, to bałam się docisnąć nartę, ponieważ to się wiąże z większym przeciążeniem i większym naciskiem na kręgosłup. Mimo wszystko wystartowałam w Pucharze Europy w Courchevel. Byłam zadowolona z pierwszego przejazdu, bo trasa była zniszczona, a różnice czasowe nie były duże. Niestety w drugim przejeździe zrobiłam trochę błędów i skończyłam zawody w trzeciej dziesiątce. Ale trenerzy byli zadowoleni.
- Kolejne dwa dni treningów i do tego treningowy start w Jasnej, chciałam sprawdzić dłuższe narty. Potem polecieliśmy do Andory. Treningi poszły dobrze, ale z powodu silnego wiatru nie odbyły się zawody gigantowe. Przełożono je na później, ale też zamieniono gigant na slalom. Miałam nie startować w slalomie ze względu na to, żeby nie naruszyć dysku (slalom jest bardziej dynamiczną dyscypliną, jest więcej zrywów i łatwiej w nim o kontuzję, więc postanowiliśmy, że w dniu zawodów pójdę na trening giganta. I to było chyba za dużo treningu, podczas drugiego zjazdu poczułam, że jest źle, pojawił się ból w odcinku lędźwiowym. Nie dało się trenować ani startować i musiałam wrócić do domu.
- I tak zakończył się mój sezon. Żałuję bardzo, bo całe lato ciężko pracowałam i mieliśmy duże nadzieje, że wszystko pójdzie w dobrym kierunku. Całe szczęście, że w tym sezonie nie było żadnej dużej imprezy. Teraz do maja mam przerwę w treningach na nartach, ale prowadzę trening kondycyjny oraz rehabilitację. Wszystko oczywiście zależy teraz od tego, jak będzie z moim kręgosłupem, ale chciałabym wyjść na narty końcem maja. W tym sezonie przygotowawczym na pewno będą zmiany, ponieważ pracujemy w cyklu czteroletnim i teraz czeka mnie bardzo intensywny rok.
- Tej zimy na pewno zaskoczyła mnie bardzo młoda Amerykanka Mikaela Shiffrin. Rocznik 1995, a wjechała już na podium Pucharu Świata i naprawdę świetnie jeździ. Kanadyjki zrobiły bardzo duży krok do przodu, zwłaszcza w slalomie. Bardzo cieszyłam się ze zwycięstwa Erin Mielzynski, ponieważ ma polskie korzenie. Często plasowała się w czołowej trzydziestce, ale nigdy nie była na podium, a w tym roku odniosła zwycięstwo w slalomie w Ofterschwang. Spodziewałam się natomiast tego, kto znajdzie się w czołowej trójce Pucharu Świata. To weteranki, mieszają się już tylko między sobą.
- Jeśli chodzi o moją siostrę Marynę, to wydaje mi się, że miała w miarę udany sezon, pomijając mistrzostwa świata juniorów, które były ogólną klapą, ale nie z jej winy, tylko winy warunków jakie tam panowały. Może być zadowolona, ale też czuć pewien niedosyt, ponieważ jeździ bardzo dobrze, jednak stać ją na lepsze FIS-punkty niż uzyskała. Do tego też trzeba mieć trochę szczęścia. Na przykład prowadziła na mistrzostwach Polski, ale w drugim przejeździe podcięła sobie nartę i straciła szansę na zwycięstwo.
- W tym sezonie czekają nas zmiany. Będą zupełnie inne narty gigantowe – inna struktura, długość narty, promień skrętu. Chodzi o bezpieczeństwo, ale trochę śmiesznie wyszło, ponieważ jakiś czas temu FIS wprowadził szersze narty pod butem argumentując, że to dla większego bezpieczeństwa, a teraz stwierdzili, że węższe są bezpieczniejsze. Na pewno trochę zmieni się też technika. Nowe narty będą bardziej wymagające. To nie koniec zmian, są one rozbite na dwa sezony. Teraz promień skrętu u kobiet ma mieć 30 metrów. Wcześniej wynosił 24, a ja jeździłam na męskich, które miały 27 metrów. Na rok olimpijski zaplanowane jest 35 metrów. Mogą być duże przetasowania w czołówce, bo nie każdemu uda się szybko przyzwyczaić do nowości.
|