W środę 3 kolejkę spotkań rozegrały zespoły z ligi okręgowej. W niej kolejne derbowe mecze rozegrały drużyny z Podhalańskiego Podokręgu Piłki Nożnej. W Rabie Wyżnej Orkan podzielił się punktami z Zakopanem, a w Jabłonce Orawa nieznacznie uległa Jarmucie Szczawnica. Bez punktów ze Stróż, wrócili z kolei piłkarze Szaflar
Orkan Raba Wyżna – KS Zakopane 1:1 (1:1)
Bramki: 0:1 samobójcza – Ł. Rapta 18, 1:1 Filipek 36
Orkan: D. Możdżeń – Świder (55 Lenart), R. Możdżeń, Skwarek, K. Rapta (70 Dziechciowski) – Gromczak, Skawski, Teper, Pluta (90 Ł. Rapta) – Kasiniak (58 Traczyk), Filipek.
KSZ: Dziedzic – Stopka, Floryn, Szajna, Nowobilski – Staszel (63 Sawina), Chrobak (78 Stalmach), Drabik, Król – Gubała (60 Pawlikowski), Kasperczyk (88 Łabędź).
Sędziował: Krzysztof Olchawa z Nowego Sącza. Żółta kartka: Traczyk.
W pierwszych minutach lepsze optyczne wrażenie sprawiali zakopiańczycy, ale to gospodarze pierwsi byli bliscy zdobycia bramki. W 12 min Łukasz Rapta po zagraniu z rzutu wolnego, uderzając piłkę głową trafił jednak tylko w poprzeczkę. Sześć minut później ten sam zawodnik trafił już do bramki... tyle że własnej. Był to efekt dobrze wykonanego przez Andrzeja Króla rzutu rożnego. Mocna bita piłka wpadła na piąty metr i odbiła się od nóg obrońcy Orkana.
Po stracie bramki gospodarze przejęli inicjatywę i zaczęli stwarzać groźne sytuacje. W 34 min oślepiony słońcem Patryk Filipek nie trafił piłki głową będąc tuż przed bramką. W 36 min napastnik Orkana już się nie pomylił. Świetną robotę w środku pola odegrał Patryk Skawski, który wygarnął piłkę spod nóg zakopiańczyków, po czym posłał doskonałe prostopadłe podanie do wbiegającego w pole karne Filipka, a ten wygrał starcie sam na sam z Damianem Dziedzicem. Minutę później Orkan mógł już prowadzić. Filipek tym razem popisał się świetną asystą do Łukasza Kasiniaka. Ten będąc sam przed Dziedzicem uderzył, ale bramkarz zakopiańczyków do spółki z Maciejem Szajną zapobiegli utracie gola. Jeszcze w 42 min okazję miał Skawski, ale z 12 metrów uderzył nieczysto i piłka padła łupem Dziedzica.
Drugą połowę świetnie mogli zacząć goście. W 51 min Adam Gubała dopadł do bezpańskiej piłki w polu karnym Orkana, uderzył z 8 metrów, ale wprost w Dawida Możdżenia. W 60 min nieznacznie z dystansu pomylił się z kolei Robert Możdżeń, a w 76 min strzał Pawła Gromczaka z 12 metrów efektownie na rzut rożny sparował Dziedzic.
- Z jednej strony szanujemy punkt wywalczony na boisku przeciwnika, ale z drugiej strony nie da się ukryć, że w porównaniu chociażby z poprzednim naszym spotkaniem, znacznie obniżyliśmy loty. Zaczęliśmy całkiem nieźle. Objęliśmy prowadzenie i nie wiedzieć czemu stanęliśmy. Im mecz trwał dłużej tym bardziej graliśmy nerwowo i chaotycznie, nie realizując tego co sobie powiedzieliśmy w szatni. To już jednak historia. Trzeba wyciągnąć wnioski i dalej nad sobą pracować – ocenił trener Zakopanego, Dawid Bartos
- Spodziewaliśmy się ciężkiego spotkania. W koncu Zakopane to spadkowicz z IV ligi. Pierwsze minuty potraktowaliśmy badawczo. Chcielismy mniej więcej zobaczyć na co stać naszych rywali, dlatego bardzie skupiliśmy się na grze w defensywie. Stracona bardzo przypadkowa bramka zmusiła nas do tego by bardziej się otworzyć i zaatakować. Udało się w miarę szybko wyrównać. Potem mieliśmy jeszcze sporo okazji na kolejne gole, ale na starcie sezonu mamy problemy ze skutecznością. Generalnie uważam, że remis w tym spotkaniu jest wynikiem jak najbardziej sprawiedliwym - przyznał kapitan Orkana, Patryk Skawski.
Orawa Jabłonka – Jarmuta Kolex Szczawnica 0:1 (0:0)
Bramka: 0:1 J. Pietrzak 68
Orawa: T. Zubrzycki – W. Zahora, Smutek, Joniak, Stokłosa - Kasprzak, Guziak, P. Zubrzycki, Andrasiak - Sarniak (80 Paniak), Stasiak.
Jarmuta: Borzęcki – Diop, Ojrzanowski, Piszczek, Kozielec - Noworolnik, Kuziel, M. Pietrzak (75 Mlak), Talarczyk (80 Mastalski) - Mrówka (89 Salomon), J. Pietrzak.
Sędziował: Krzysztof Budnik z Nowego Sącza.
Pierwsza połowa wyrównana. Gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska, stąd sytuacji bramkowych za wiele nie było. W 17 min po akcji lewą stroną boiska Piszczka i jego dośrodkowaniu w pole karne, Talarczyk główkował nad poprzeczką. W 33 min szykującego się do uderzenia Stasiaka w ostatnim momencie zblokowali obrońcy Jarmuty. Trzy minuty później napastnik Orawy miał jeszcze lepszą okazję. Po zagraniu od Andrasiaka, wbiegł w pole karne, minął obrońców i bramkarza rywali, ale nie trafił do pustej już bramki.
Obraz gry w drugiej połowie niewiele się zmienił. W 63 min po Talarczyk dograł w pole karne na 6 metr do M. Pietrzaka, ale jego strzał głową P. Zubrzycki zdołał wybronić. W 68 min rozstrzygnęły się losy tego spotkania. M. Pietrzak posłał podanie w „uliczkę” do swojego brata Jacka, który w sytuacji jeden na jeden nie dał najmniejszych szans T. Zubrzyckiemu. Jeszcze w 70 min soczyste uderzenie Kasprzaka z 30 metrów sprawiło sporo problemów Borzęckiemu.
- W porównaniu do niedzielnego meczu w Zakopanem nasza gra w spotkaniu z Jarmutą była o wiele lepsza. Co więcej w pierwszej połowie mogliśmy a nawet powinniśmy objąć prowadzenie. Oczywiście piłkarsko goście byli nieco lepsi głównie w drugiej połowie meczu, ale oni przecież w niedzielę rozgromili Łososia 6:0. W tym kontekście nasza nikła porażka daje nam nadzieję o dodaje wiary na lepsze występy i wyniki w lidze - podsumował spotkanie trener Tomasz Zahora.
- O tym spotkaniu chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Nic nam w tym spotkaniu nie wychodziło. Graliśmy ospale z nastawieniem, że i tak wygramy. A wcale tak nie musiało być gdyby gospodarze w pierwszej połowie wykorzystali niepowtarzalną okazję. Chyba wysoka wygrana z Łososiem wprawiła zespół w samouspokojenie a przecież każdy mecz jest inny i o tym musimy na przyszłość pamiętać - powiedział po meczu grający trener Jarmuty Jacek Pietrzak.
Kolejarz Stróże – LKS Szaflary 2:1 (0:0)
Bramka dla Szaflar: F. Kamiński 90.
Szaflary: Zhuk – Baboń, Mularek (60 Rusnak), Strama, Bierówka – Joniak (30 Hajnos), Kantor, Hreśka, Gogolak – F. Kamiński, P. Kamiński.
- Wcale nie musieliśmy tego meczu przegrać. Byliśmy równorzędnym przeciwnikiem dla gospodarzy. W pierwszej połowie to my mieliśmy stu procentową okazję, ale Dominik Gogolak przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem. W drugiej połowie gra była wyrównana. Gola na 0:1 straciliśmy z bardzo problematycznego rzutu karnego. Potem już musieliśmy się „otworzyć” i w samej końcówce nadzialiśmy się na kontrę, która kosztował nas utratę gola. W ostatnich sekundach zdołaliśmy już tylko zdobyć bramkę honorową. Bardziej niż strata punktów, martwią mnie kolejne dwie kontuzje. Sezon się dopiero zaczął, a nasza sytuacja kadrowa nie wygląda najlepiej - powiedział trener Szaflar, Tomasz Ligudziński.