Kiedyś marzył by być wielkim piłkarzem, dzisiaj marzy by wychować wielkiego piłkarza. Adam Gubała – góral z krwi i kości - to kolejny bohater naszego cyklu.
Urodził się w 1992 roku w Zakopanem. Jest synem Beaty i Andrzeja i bratem o 9 lat starszej siostry Ani.
Pierwszym sportem w jego życiu było narciarstwo alpejskie, które trenował w SNPTT Zakopane. Potem próbował jeszcze sił w biegach narciarskich. Szybko mu jednak przeszło.
- Ani w jednym, ani w drugim nie czułem się dobrze. Nie cieszyło mnie to zbytnio, więc nie było sensu robić tego na siłę.
Miłość do futbolu odziedziczył w genach po tacie, który był wychowankiem Porońca Poronin i grał w tym klubie w czasach jego świetności. To właśnie tata najpierw trenował z Adamem na boisku przy ul. Orkana, a potem zaprowadził go na trening Jutrzenki Zakopane.
Tam trafił pod skrzydła trenera Dariusza Wołoszczuka. Szybko jednak zmienił barwy i przeniósł się do innego zakopiańskiego klubu ZKP, gdzie szkoleniowcem był Janusz Szczepaniak. Z jego usług korzystał też w tym czasie Janusz Wiercioch, trener Uczniowskiego Klubu Sportowego „Dwójka”, który zabrał Adama m.in. na turniej do Francji.
W ZKP Adam grał do 15 roku życia. Wtedy pojawiła się opcja wyjazdu do Gwarka Zabrze, który na tamten czas był jednym z najsilniejszych ośrodków szkolenia młodzieży na Śląsku.
- Pojechałem na testy. Pamiętam, że na pierwszych zajęciach było nas prawie 40. Podzielono nas na 3 zespoły i graliśmy każdy z każdym po 30 minut. Wypadłem na tyle pozytywnie, że trenerzy chcieli żebym został. Tata też był za, ale mama była przeciwna.
Zamiast do Zabrza, Adam trafił do krakowskiej Szkoły Mistrzostwa Sportowego, do grupy którą opiekował się trener Paweł Zegarek.
- Świetny czas. Intensywny. Nie było czasu na głupoty. Treningi i szkoła wypełniały cały dzień. Bardzo miło wspominam przede wszystkim trenera Zegarka. Bardzo wiele mu zawdzięczam. Nauczył mnie mnóstwa rzeczy, z których korzystam do dzisiaj. Był nie tylko trenerem, ale można powiedzieć drugim ojcem. Troszczył się nie tylko o sprawy sportowe, a też dbał o nasz rozwój w wielu aspektach życia.
W barwach SMS Adam grywał w Małopolskiej Lidze Juniorów najpierw młodszych, potem starszych. Na boisku po przeciwległej stronie potykał się m.in. z Michałem Chrapkiem, Sebastianem Stebleckim czy Jakubem Świerczokem.
- Kuba przez chyba pół roku grał ze mną w drużynie. Mieliśmy mocną ekipę, ale zawsze gdzieś na końcu sezonu Cracovia czy Wisła nasz wyprzedzały w tabeli i nigdy nie udało się nam awansować do Mistrzostw Polski. Do dziś odczuwam z tego powodu duży niedosyt.
Jeszcze będąc w SMS, Adam pojechał na testy do Legii Warszawa, która budowała drużynę juniorów pod kątem gry w Młodej Ekstraklasie.
- Byłem tam dwa razy. Tydzień po tygodniu. Za pierwszym razem były tylko treningi. Kazali przyjechać w następny weekend. Wtedy już graliśmy mecz kontrolny. Pamiętam że zakończył się on wynikiem bezbramkowym. Wydawało mi się, że wszystko jest na dobrej drodze by zostać zawodnikiem Legi. Niestety. Kazano mi wracać do domu. Mocno to przeżyłem. Wtedy miałem pierwsze chwile zwątpienia czy to co robie ma sens.
Adam wrócił do SMS i kontynuował naukę. Po maturze trener Albin Mikulski zaproponował mu testy w Ruchu Chorzów. I znów skończyło się rozczarowaniem.
- Pojechałem tam razem z trzema kolegami. Testy graniczyły się do 30 minutowej gierki, po której stwierdzono, że się nie nadajemy.
Co nie udało się w Warszawie i Chorzowie, udało się w Zabrzu. Dzięki współpracy z menadżerem Eugeniuszem Kamińskim, Adam dostał się do Górnika.
- Najpierw były treningi, potem gra kontrolna z Odrą Opole. Ja tworzyłem parę środkowych obrońców z Mariuszem Jopem, który starł się bardzo dużo podpowiadać. Przypadłem do gustu trenerom Kosele i Dankowskiemu, i podpisałem kontrakt.
Wydawało się, że to początek czegoś większego w karierze Adama. Rzeczywistość po raz kolejny brutalnie zweryfikowała jego plany i marzenia.
- Docelowo miałem grać w Młodej Ekstraklasie. Konkurencja była jednak olbrzymia. Górnik wtedy zdobył Mistrzostwo Polski juniorów. W składzie był m.in. Rafał Kurzawa. W dodatku pierwszej drużynie trenerem był Adam Nawałka. Miał szeroką kadrę i stąd dużo zawodników „schodziło” właśnie do zespołu ME na czele z Arkadiuszem Milikiem.
Zamiast w Młodej Ekstraklasie Adam ligowe mecze rozgrywał w A klasowych rezerwach. Tam jednak też miał namiastkę piłki na najwyższym krajowym poziomie.
- Można powiedzieć, że mieliśmy taki mały „Dream Team”. Był Damian Gorawski, Mariusz Jop, Kuba Słowik, Paweł Strąk, Adam Stachowiak, Piotrek Gierczak czy Daniel Gołębiewski. Wygraliśmy w „cuglach” tę ligę.
Po pierwszym sezonie Górnik chciał by Adam został w klubie. Ten jednak zdecydował inaczej.
- Chciałem grać na wyższym poziomie niż liga okręgowa. W Górniku raczej miałem na to małe szanse, więc postanowiłem zmienić otoczenie.
Gubała wrócił na Podhale i trafił do trzecioligowego wówczas Lubania Maniowy.
Trzy dni przed inauguracją sezonu… złamał palca.
- Graliśmy z kolegami na boisku asfaltowym. Chwila nieuwagi, upadek i palec strzelił.
Gips na ręce wcale nie był przeszkodą dla Adama by zadebiutować na poziomie 3 ligi. Już w drugiej kolejce wybiegł – po przerwie - na boisko w meczu przeciwko Juvencie Starachowice. Nie obyło się jednak bez problemów.
- Sędzia nie chciał mnie dopuścić do meczu. Dopiero jak owinąłem gips watą do ocieplania rur, zgodził się. Zagrałem, ale po spotkaniu miałem całą rękę odparzoną. Na kolejne już gips ściągnąłem.
W Lubaniu Adam grał tylko w rundzie jesiennej. Zimą mu podziękowano. Trafił do drużyny z krakowskiej okręgówki Zjednoczonych Branice.
- Namówił mnie do tego trener Zegarek, który jeszcze wtedy grał jako czynny zawodnik. Pojawił się sponsor. Mieliśmy walczyć o najwyższe cele. Po rundzie jesiennej było 10 punktów straty do Wiślan Jaśkowice. Po kilku kolejkach zrównaliśmy się punktami. Decydowało więc bezpośrednie spotkanie, które niestety przegraliśmy.
W Branicach Adam rozpoczął także następny sezon. Zimą jednak rozwiązał kontrakt i wrócił na Podhale. Jeszcze próbował sił w trzecioligowym Porońcu, ale nie zyskał uznania w oczach trenera Szymona Burligi.
- Wtedy już dałem sobie spokój z marzeniami o byciu piłkarzem. Trzeba było zacząć się rozglądać za innymi zajęciami.
Z upływem czasu Adam odnalazł się w innej roli. Został trenerem grup dziecięcych w Klubie Sportowym Zakopane.
- Szczerze? Jakby ktoś parę lat temu powiedział mi że będę uczył dzieciaki grania w piłkę to chyba bym się tylko zaśmiał. Wydawało mi się, że kompletnie nie nadaję się do tego. Wiktor Pawlica długo mnie namawiał. W końcu uległem, przyszedłem na trening i zakochałem się w tych dzieciakach.
Od tamtej chwili Adam całkowicie oddał się pracy z najmłodszymi adeptami piłki pod Tatrami. Bywa, że na boisku spędza po 8-10 godzin. W sezonie niemal każdy weekend jest na turniejach zarówno w Polsce jak i za granicą.
- Uwielbiam przede wszystkim szczerość tych dzieciaków. Widzę jak we wszystko co robią wkładają 100 procent siebie. Nie ma udawania, pozoranctwa. Widzę radość po zwycięstwie i płacz po porażce. To chwyta za serce. Staram się im pomóc. Odpowiednio nakierować by kiedyś w przyszłości uniknęli błędów, które ja popełniłem. Rozmawiam nie tylko z nim, ale też z rodzicami, bo przecie to oni kształtują charakter dziecka.
Podopieczni Gubały mają już spore sukcesy na koncie.
- Dwa razy wygraliśmy m.in. turniej Smoka Wawelskiego w Krakowie. Wygraliśmy też turniej Intersport na Węgrzech. Zwyciężyliśmy w finale wojewódzkim o Puchar Tymbarku. Olbrzymią radość sprawiła nam też wygrana na turniej Steel Cup w Zakopanem nad Juventusem Turyn. Byliśmy w Dusseldorfie i Dreźnie. W tym sezonie mieliśmy zaproszenie do Paryża, Mediolanu i Rimini. Plany pokrzyżował nam korona wirus.
Adam ma za sobą staż w Akademii Młodzieżowej Zagłębia Lubin, a w tym roku ma odbyć go w Atletico Madryt.
Jednym z jego hobby jest gotowanie, a popisowym daniem Carbonara, którym rozkoszuje się m.in. jego dziewczyna Paulina.