W bajecznej scenerii odbyły się pierwsze, historyczne zawody drużynowe w slalomie równoległym w ramach AZS Winter Cup. Do rywalizacji stanęły czteroosobowe reprezentacje ośmiu uczelni, a w finale zmierzyły się dwie ekipy z Krakowa. Akademia Górniczo-Hutnicza pokonała Uniwersytet Jagielloński.
Po wczorajszych wieczornych opadach deszczu i nocnym przymrozku trasa w promieniach porannego słońca prezentowała się genialnie. Zlodzony stok dawał nadzieję na fantastyczne ściganie i równe warunki do samego finału. Ten, kto nastawił się na podobne warunki do wczorajszych i nie przygotował nart, mógł żałować. Na starcie zjawiło się osiem czołowych drużyn uczelnianych wyłonionych z rankingu Akademickiego Pucharu Polski. Muszę przyznać, że bardzo podoba mi się pomysł jednego dnia rywalizacji, w której nad sukces indywidualny przedkładany jest „team spirit”.
Emocje czuć było od samego początku. Zawodnicy oceniali szanse potyczek z rywalami, na których trafili, dopingowali pozostałych członków swoich drużyn i motywowali do walki po nieudanych przejazdach. Zdarzały się również brudne zagrywki, w których przodował Jakub Jasiński (ŚUM Katowice). Jego próby wytrącenia z równowagi Juliusza Mitana (AGH Kraków) są nie do opisania, ale lider ekipy z Krakowa jeździł dziś jak z nut i żadne zaczepki nie były w stanie wpłynąć na jego niezwykłą dyspozycję.
W pierwszej rundzie z marzeniami o zwycięstwie musieli pożegnać się zawodnicy SGH Warszawa, w składzie z wczorajszym srebrnym medalistą Mateuszem Rewerellim (remis 4:4 z AWF Kraków, decydowała różnica czasów), Politechniki Krakowskiej (najbardziej dotkliwa porażka 6:2 z Uniwersytetem Jagiellońskim), Politechniki Śląskiej Gliwice (przegrana 5:3 z Śląskim Uniwersytetem Medycznym) oraz Politechniki Warszawskiej (po remisie 4:4 z Akademią Górniczo-Hutniczą z Krakowa i liczeniu różnicy czasów). Ponownie niesamowicie mocno jeździli „młodzi gniewni” z krakowskiej AWF, ale w półfinale musieli uznać wyższość Uniwersytetu Jagiellońskiego (3:5). Podobny los spotkał Śląski Uniwersytet Medyczny, którego zawodnicy nie dali rady Akademii Górniczo-Hutniczej (również w stosunku 3:5).
Po małym finale najszczęśliwszą osobą była chyba Justyna Tomczyk (AWF Kraków), która do tego momentu przegrała wszystkie swoje pojedynki. A tu proszę – dwa razy szybciej dotarła do mety od Igi Paszkiewicz i przechyliła szalę zwycięstwa, pomagając świetnej Idze Wilczyńskiej i szalejącym drugi dzień z rzędu Wojciechowi Dulczewskiemu i Mateuszowi Buckiemu.
Finałowa rozgrywka o pierwsze miejsce miała dramatyczny przebieg. Po zwycięstwach Aleksandry Malinowskiej, Katarzyny Mirek i Stanisława Hejmo, Uniwersytet Jagielloński prowadził aż 3:0. Tylko Tytus Olszewski uległ swojemu rywalowi z Akademii Górniczo-Hutniczej, czyli (świetnemu dziś) Piotrowi Krawczykowi. Gdy w pierwszej parze rewanżowej „Malina” drugi raz dołożyła Paulinie Hopek i wyprowadziła swoich na prowadzenie 4:1, mało kto spodziewał się, że da się jeszcze odwrócić losy tej batalii. Ale najpierw Katarzyna Wójcik o włos (0,16 sek.) wyprzedziła Kasię Mirek, a chwilę po tym Juliusz Mitan zrewanżował się Stanisławowi Hejmo (0,23 sek.) i było 4:3. Na górze pozostało ostatnich dwóch aktorów tego spektaklu. I tu dochodzimy do momentu, gdzie przez ułomność formuły slalomu równoległego, skazany na pożarcie w starciu z Piotrem Krawczykiem Tytus Olszewski, mógł wywinąć psikusa ekipie AGH i bez żadnego wysiłku ze 100% pewnością zapewnić złoto i sławę swojej ekipie. Gdyby tuż po ruszeniu z bramki startowej zatrzymał się i zjechał z trasy, to zamiast straty 1,56 sek. (taką poniósł w przejeździe z rywalem) dostałby „karne” 0,50 sek. A to przy remisie 4:4 wystarczało do sporej różnicy na korzyść drużyny UJ. Przez tę samą regułę w pierwszej rundzie z zabawą pożegnała się ekipa Politechniki Warszawskiej. Paradoks, jakich wiele w slalomie równoległym, a jak wiadomo podobne „kwiatki” dzieją się też na światowym poziomie i FIS od lat nie znajduje na nie recepty. Wydaje mi się, że nam uda się to szybciej i za rok premiowane będą wyłącznie jak najlepsze przejazdy, nie trzeba będzie kalkulować, tylko pędzić do mety. W każdym razie Tytus nie skorzystał z okazji, by załatwić rywali podstępem, walczył dzielnie do końca i cieszył się wraz z drużyną z drugiego miejsca. A najszczęśliwszymi na mecie byli zawodnicy z klubu uczelnianego krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej. Brawo!
Powiedzieli na mecie
Juliusz Mitan (AGH Kraków)
Dzisiaj jest idealnie. Ciężko byłoby sobie wymarzyć lepsze warunki. Jest idealnie twardo, po wczorajszej ciapie nie ma śladu, więc rywalizacja przebiega trochę inaczej. Cieszę się, że po nieudanym początku w końcu dziewczyny z naszej ekipy „odpaliły” i zaczęły wygrywać swoje przejazdy. My z Piotrkiem też odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Cieszę się, że mieliśmy okazję sprawdzić się z ŚUM-em w półfinale i udowodnić tę deklasację, pokazać im kto tutaj rządzi, bo chłopcy są bardzo wygadani.
Mateusz Bucki (AWF Kraków)
Robiliśmy wszystko co mogliśmy, ale niestety dwóch naszych zawodników włożyło ręce w płachty. Iga złapała przez to lekką kontuzję, Wojtka wyhamowało to mocno i przegrał swój wyścig z Hejmo. Jesteśmy najmłodszą drużyną w całej stawce, więc jak na pierwszy rok walka o trzecie miejsce wczoraj i dziś to jest bardzo dobry wynik.
Mateusz Rewerelli (SGH Warszawa)
Uważam, że im więcej takich eventów mamy, tym lepsza jest ta integracja międzyuczelniana oraz wewnątrzuczelniana. Zawody drużynowe powodują, że wspieramy się jeszcze mocniej i naprawdę jest to bardzo fajna forma zawodów.
Team Event był ostatnim wydarzeniem w ramach tegorocznego Akademickiego Pucharu Polski. AZS Winter Cup 2020/2021 przeszedł tym samym do historii. Słowa uznania dla ekipy AZS Warszawa, bo przeprowadzić cały zaplanowany program w pandemicznym sezonie i slalomem ominąć wszystkie obostrzenia to prawdziwy szał. Brawo! Od jutra zawodnicy przenoszą się na Harendę, gdzie rozpoczynają się Akademickie Mistrzostwa Polski. Studencki festiwal narciarstwa trwa!
Na stronie www.wintercup.pl dostępne są pełne wyniki zawodów z rozpisanymi poszczególnymi pojedynkami.